niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 4.

Oczami Harry'ego

Totalnie mnie zamurowało. Z jednej strony dlatego, że dziewczyna była naprawdę śliczna, a z drugiej, że nie wiedziałem co powiedzieć. Staliśmy naprzeciwko wpatrując się w siebie.
-Mogę w czymś pomóc? - odezwała się. Miała taki cudowny głos, rozpłynąłem się.
-Rose Wright?
-Nie. - odparła. Bardzo zawiodły mnie te słowa. Dotknęły mnie. Spuściłem nisko głowę i zacząłem odchodzić w stronę samochodu. -Ale przebiera się na górze. Jak chcesz to poczekaj na nią. - odwróciłem się jak najszybciej potrafię. Uradowany podbiegłem do dziewczyny i mocno ją przytuliłem. Kiedy już ją puściłem wyglądała na zdziwioną, ale jednak się śmiała. Wpuściła mnie do środka.
-Więc jak masz na imię? - zapytałem.
-Zdania nie zaczyna się od 'więc'. - odpowiedziała.
-Trudno. - zaśmiałem się. -Jak masz na imię?
-Emma. Najlepsza przyjaciółka Rose. - podała mi dłoń, którą uścisnąłem.
-Harry.
-Wiedziałam, że cię skądś kojarzę. - odparła. -Usiądź. - wskazała na kanapę. Podeszła do schodów.
-Rooooooooooooose! Ktoś do ciebie! - krzyknęła. Za kilka minut ze schodów zeszła dziewczyna z włosami spiętymi w kucyk, były ciemne. Nawet mnie nie zauważyła, tylko przeszła do kuchni.
-Gdzie jest ten ktoś? - usłyszałem.
-W salonie siedzi. Ty jesteś jakaś ślepa?
Dziewczyna podeszła do mnie. Wstałem.
-Jestem Harry. - podałem jej dłoń.
-Rose. - usiadła. -Więc?
-Zdania nie zaczyna się od 'więc'! - krzyknęła Emma z kuchni.
-Wiem! - odparła Rose.
-Mógłbym ci to tłumaczyć przez długi czas, ale powiem prosto z mostu. Celine jest chora na białaczkę. Miałem być dawcą, ale okazało się, że nie jest moją siostrą. Ty nią jesteś. - wydusiłem wszystko z siebie jednym tchem. Dziewczyna milczała wpatrując się w podłogę. Widocznie przetwarzała informacje, które właśnie usłyszała. Po kilku minutach ciszy, brunetka westchnęła.
-Na prawdę myślisz, że we wszystko ci uwierzę?! - krzyknęła i wstała, a ja razem z nią. Byłem zaskoczony tym, jak zareagowała. -Jeżeli nie wyjdziesz to dostaniesz w pysk! - popchnęła mnie w stronę drzwi.
-Rose.. Spokojnie. - próbowałem uspokoić dziewczynę.
-Nie! Wyjdź, albo ci pomogę! - krzyknęła.
-Dlaczego mi nie wierzysz? - zapytałem. Widać, że Rose robi się coraz bardziej wkurzona. Wypchnęła mnie za drzwi i głośno nimi trzasnęła, po czym zamknęła je na klucz. Chwilę stałem pod domem z nadzieją, że drzwi się otworzą. Usłyszałem trzask. Szklanka, szkło. Zbiła. Świetnie. Walnąłem pięścią w drzwi i odszedłem kilka kroków od domu. Złapałem się za głowę i krzyknąłem na całą okolicę. Nie wierzę, że mi nie wierzy! Odwróciłem się i pobiegłem w stronę niewielkich sklepów i kiosków. Przystanąłem przy jednym i kupiłem paczkę papierosów z zapalniczką. 
Musiałem. Trzęsącymi się rękami wyjąłem jednego papierosa i zapaliłem go obsuwając się po murku na ziemię. Zaciągałem się gorzkim dymem i z ulgą odetchnąłem tym samym uspokajając emocje. Lekko przymknąłem oczy dalej zaciągając się nikotyną. Po chwili poczułem czyjąś dłoń, która wcześniej wytrąciła mi papierosa z ręki. Otworzyłem oczy.
-Emma?
-Oddaj mi paczkę. - powiedziała stanowczo
-Nie.
-Oddaj.
-Nie oddam.
-Harry, dawaj to!
-Odwal się ode mnie! - krzyknąłem pod wpływem emocji. Dziewczyna cofnęła się, włożyła ręce w kieszenie bluzy i zaczęła się oddalać.
-Emma! Poczekaj.. - krzyknąłem i podbiegłem do dziewczyny. Nie zatrzymywała się. -Emma... - złapałem ją za rękę. -Zaczekaj.
-A ty oddaj mi papierosy. - odparła. Włożyłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem z niej paczkę papierosów, następnie oddałem je dziewczynie. -Nie wiem co w nią wstąpiło. Słyszałam waszą rozmowę i byłam pewna, że ci uwierzy.
-Ładnie to tak podsłuchiwać?
-Nie o tym teraz będziemy rozmawiać. Zobacz, ściemnia się i zaraz będzie burza. - wskazała na niebo. -Wracamy do domu i wszystko sobie wyjaśnicie. - pociągnęła mnie za rękę.
-Ona i tak mi nie uwierzy.
-Uwierzy.

I faktycznie – uwierzyła.


Oczami Rose

Musiałam jakoś powiedzieć to Jordan'owi. Kiedy wszedł do domu siedzieliśmy we czwórkę w salonie. Alex, Emma, Harry i ja. Jordan zdjął buty, poszedł do kuchni i nalał sobie soku. Wrócił z kuchni i jak gdyby nigdy nic usiadł przed telewizorem, wcześniej go włączając. Musiałam zebrać się w sobie.
-Jordan? - zawołałam go
-Tak?
-Chodź na chwilę. - wstał i podszedł do nas. Usiadł obok Harry'ego.
-A ty to..?
-Harry Styles. - podał mu dłoń, którą uścisnął.
-Jordan. -zaczęłam. -Wiem, że to na pewno cię zaskoczy, wiem, że na pewno będziesz na mnie zły i nie będziesz chciał mi uwierzyć, ale spróbuj przyjąć to w spokoju i w pewnym stopniu uznać to za prawdę, dobrze?
-No okej...

-Celine, siostra Harry'ego jest chora na białaczkę. On miał być dawcą, ale po badaniach DNA okazało się, że nie jest jej bratem. Tylko moim. Ja nie jestem twoją siostrą, a ty nie jesteś moim bratem. Nie wychowywałam się w swojej rodzinie, Celine też. Harry jest moim bratem, a ty jesteś bratem Celine i musisz być dla niej dawcą. - długo przetwarzał te informacje, ale w końcu ruszył się i ruszył na górę. Teraz, żeby z nim porozmawiać, będę musiała czekać kilka dni, aż się ogarnie. Cudownie.

Czytasz = skomentuj, proszę :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 3.

Jeżeli czytasz - zostaw komentarz, misiu ♥



Oczami Harry'ego

Patrząc na lekarza, z minuty na minutę miałem coraz większe wątpliwości. Jego oczy nie pokazywały nic dobrego. Mama wyglądała na przerażoną. Patrzyła na Celine jak na obcą osobę. Zmieniałem obiekt skupienia wzroku, patrząc to na lekarza, to na mamę, albo Celine.
-Więc? - odezwałem się, tym samym przerywając głęboką ciszę.
-Harry... Obiecaj, że nic złego nie zrobisz, bez względu na to co zaraz usłyszysz. - odparła mama. Skinąłem głową. -Ty jesteś moim synem. Celine... - nie dokończyła. Moje oczy mocno się zaszkliły. Odwróciłem się do Celine i złapałem ją za dłoń.
-Co teraz? Żadne z was nie może oddać mi szpiku... Umrę. - powiedziała cicho.
-Nie umrzesz. - mocniej złapałem ją za rękę. -Poszukamy twojej prawdziwej rodziny, jasne? Musisz być silna. Damy radę. - lekko się uśmiechnąłem. Naprawdę uwierzyłem w to, że jakoś sobie poradzimy.

[Godzinę później]

Zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie blondyna i napis: „Niall”.
-Halo?
-Styles, przepraszam, nie przyjadę. Zepsuł mi się samochód, próbowałem go naprawić, ale nic z tego.
-Spoko, nie ma problemu. Wiesz, że nie jestem bratem Celine? Nie ważne. Wracaj do domu i się nie przejmuj. - odparłem.
-Co?! Jak to?
-Nie wiem, wszystkiego się dowiem to zadzwonie do was. Na razie
-Jasne. Trzymaj się. - rozłączył się. Wstałem z krzesła i nie chcąc budzić Celine, obudziłem mamę.
-Jadę. - szepnąłem jej na ucho i wyszedłem z sali.

Przeszedłem długi korytarz. Wyszedłem ze szpitala, wsiadłem do samochodu i ruszyłem do miejsca w którym się urodziłem. Holmes Chapel Hospital. Dziwne, pamiętam to miejsce, chociaż nie byłem tu... ponad dziesięć lat. Rzadko chorowałem, a jeżeli w ogóle to chodziliśmy z mamą do przychodni, która znajduje się zaraz przy naszym domu. Miła atmosfera panująca tam – to jest nie do opisania. Zaraz. Wróćmy na ziemię. Głęboko odetchnąłem i powoli skierowałem się w stronę wejściowych drzwi do szpitala. Z tego co widziałem, akurat mieli obchód, bo na korytarzach było dziwnie cicho. Podszedłem do kobiety siedzącej za biurkiem na izbie przyjęć. Stanąłem opierając się o blat i nie wiedziałem co mam powiedzieć. Babka może dziwnie zareagować jak dowie powiem jej, że w tym szpitalu zostaliśmy podmienieni. Oni pewnie o tym nie wiedzą... Albo wiedzą, ale kto by się przyznał? Za takie coś dostaje się kary pieniężne i to nie małe. Kobieta patrzyła się na mnie, a ja na nią. Nadal milczałem.
-Proszę pana? - zapytała po chwili ciszy.
-Em.. A więc mam pytanie. Nazywam się Harry Styles. Czy mogłaby pani sprawdzić jakie osoby urodziły się 1 lutego 1994 roku? To bardzo ważne.
-Nie mogę udzielić panu takich informacji. - odparła. Poczułem, że się we mnie gotuje.
-Moja siostra, to znaczy nie siostra. Celine i ja byliśmy bliźniakami...
-Byliśmy? - zapytała ze zdziwieniem
-Tak. Okazało się, że Celine nie jest moją siostrą. Została podmieniona z jakąś dziewczyna lub chłopakiem, nie wiem gdzie teraz są.
-Zaraz... Nie mogę. Przepraszam.
-Proszę pani. Jeżeli chcesz, możemy umówić się na kawę, albo do kina.
-Harry... Nie będę z tobą nigdzie szła młody. Tak a'propos, nic się nie zmieniłeś, wiesz?
-Słucham?
-Pamiętam, jak byłeś taki malutki, słodziutki.     Ociekałeś słodkością, z resztą, teraz też tak jest. - poczułem, że się rumienię.
-Bardzo dziękuję. Skąd pani to wie?
-Kiedy się rodziłeś byłam położną. 
-Co?! Pamięta pani ten dzień? Dokładnie?
-Może nie aż tak bardzo dokładnie, ale pamiętam dość sporo szczegółów.
-Błagam, niech pani mi opowie ten dzień.
-Harry, nie mogę, choć bardzo bym chciała. Nie mogę. Po prostu.
-Ale... Proszę, z całego serca. Od tego zależy życie mojej siostr... Celine.
-Dobrze. Teraz jest obchód. Masz szczęście, że jestem archiwistką. Chodź do archiwum, tam są wszystkie akty urodzenia i metryki dzieci urodzonych w naszym szpitalu. Tylko szybko. - podbiegła do drzwi szybko wpisując kod i otworzyła je. Wbiegłem tam jak przeciąg.
-Pierwszy lutego.. grudzień, styczeń.. - powtarzałem pod nosem. -Jest! - krzyknąłem.
-Cicho! - uciszyła mnie. Jest tu dwudziestka dzieci. Świetnie. Ja, zaraz po mnie jakaś Rose, potem Celine i Jordan... Zaraz... Dlaczego jesteśmy pomieszani i obok siebie? Usłyszałem dźwięk naciskania klamki. Szybko zwinąłem papiery do kieszeni kurtki.
-Co pan tu robi?
-Nie wiem. Przepraszam. - wyminąłem faceta udając idiotę. Uśmiechnąłem się do kobiety, która tam mnie wpuściła i schowałem się do łazienki, żeby przeczekać aż mężczyzna stamtąd wyjdzie. Odczekałem kilka minut i wyszedłem. Kobiety już nie było. Leżała tylko kartka z napisem „Middlewich Road, pub George & Dragons o 16”.

[Dwie godziny później]

Zaparkowałem samochód przed George & Dragons i wszedłem do środka. Przy jednym ze stolików siedziała kobieta wypatrując kogoś za oknem. Podszedłem do niej.
-Na kogoś jeszcze pani czeka?
-Na ciebie. Chodź, zabiorę cię gdzieś. - powiedziała i wyszła z pomieszczenia, a za nią ja.

Po kilku minutach drogi doszliśmy do niewielkiego domu. Na werandzie siedziała starsza kobieta. Wszedłem tam za archiwistką.
-To on...? - zapytała starsza pani
-Tak.
-Harry... Biedne dziecko... Już wiesz?
-Wiem co?
-O tej podmianie...
-Tak, wiem. Teraz muszę odnaleźć swoją prawdziwą siostrę i rodzinę Celine.
-Pamiętam to dokładnie. Ktoś nieświadomie podmienił Celine i Rose. Kiedy to zauważyłam, wtedy kiedy twoja mama szła do domu, podeszłam do dyrektora i powiedziałam, że ta pani nie bierze swojego dziecka. Dyrektor powiedział, żebym siedziała cicho. I siedziałam do dzisiaj. Miałam wtedy 50 lat... Ah to szybko zleciało...
-Zaraz... Dyrektor o tym wiedział i nic nie zrobił?! - wykrzyczałem.
-Spokojnie. Znajdziesz swoją siostrę.
-Mogłaby pani odszukać numer telefonu do tej...– wyjąłem z kieszeni kurtki kartkę –...Rose Wright? - zwróciłem się do archiwistki.
-Myślę, że udałoby mi się.

Po jakimś czasie podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się z kobietą. Margaret, bo tak ma na imię archiwistka, poszła do domu szukać numeru Rose, a ja wróciłem do swojego. Muszę odpocząć.

Koło 18 usłyszałem dźwięk SMSa. Odczytałem wiadomość. Był podany numer i adres Rose. Od razu zadzwoniłem do Liam'a.
-Halo?
-Mam numer i adres mojej siostry. Prawdziwej siostry.
-No to jedź do niej! - krzyknął.
-Jasne! I co? Stanę w drzwiach i powiem: „Cześć, jestem Harry i jestem twoim prawdziwym bratem”?
-Coś w tym stylu.
-Bardzo śmieszne...
-Ja nie żartuję. Jedź do niej.
-Mieszka w Manchesterze.
-No i co? Jedź!
-Na prawdę? - nie do końca wierzyłem w to co słyszę.
-Tak! Już, teraz, jedź! Pa! - krzyknął i się rozłączył. Wziąłem kurtkę z fotela i wsiadłem do samochodu, po czym ruszyłem do Manchesteru.

Przed domem Rose


Wyłączyłem silnik samochodu i podszedłem do drzwi. Ze środka słyszałem jakieś śmiechy, bardzo się bałem. W końcu zebrałem się w sobie i zapukałem. Drzwi otworzyła mi piękna dziewczyna z ciemnymi włosami.